Marek Michałowski: Kończę kadencję prezesa z satysfakcją i nadzieją
19 maja 2022
30 maja w Warszawie odbędzie się Sprawozdawczo-Wyborcze Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Związku Golfa, na którym zostanie wybrany nowy prezes oraz pozostali członkowie zarządu. Stery nowej ekipie odda Marek Michałowski, który na czele PZG stał od kwietnia 2010 roku. Jak zapamięta te 12 lat? Jakie projekty w trakcie dwóch kadencji się udały? Z czego jest dumny, a co zrobiły inaczej? O tym w poniższym wywiadzie.
W 2010 r. został Pan prezesem PZG. W jakim stanie był wtedy Polski Związek Golfa? Co wówczas było największym wyzwaniem?
Organizacja była nieźle zinformatyzowana, nie było długów, na koncie były pieniądze, które pozwalały na codzienne funkcjonowanie. To na plus.
To, co było trudne, to fakt, że w tamtym czasie środowisko golfowe w Polsce było wewnętrznie skłócone. Samo walne zgromadzenie, na którym zostałem wybrany prezesem, zapamiętałem jako wojnę pomiędzy ówczesnym zarządem a komisją rewizyjną.
Wyzwaniem były też relacje z firmą G24, która miała ogromny wpływ na PZG, de facto kontrolowała związek. Była monopolistą, który w imieniu federacji organizował turnieje i przeprowadzał wiele projektów, a równocześnie była głównym jego sponsorem. Dostałem propozycję przedłużenia współpracy, ale na warunkach, które w mojej ocenie były dla związku niekorzystne. Dlatego też zdecydowaliśmy o jej zakończeniu, co wymagało ode mnie znalezienia nowego sposobu finansowania i organizacji pracy związku. To stało się głównym zadaniem. Trzeba było na nowo zorganizować pracę biura. Na szczęście, dzięki owocnej pracy całego zarządu, udało się dość szybko pozyskać grupę stabilnych sponsorów, którzy zapewnili nam stałe i spokojne funkcjonowanie przez kolejne lata.
Jak podsumowałby Pan ostatnie 12 lat w fotelu prezesa PZG?
Jako czas stabilnego, spokojnego i konsekwentnego wzrostu. Cieszę się, że udało się wyciszyć wspominane kłótnie i działać tak, że przez prawie 12 lat nie doszło do żadnego większego sporu, który poróżniłby, rosnącą z roku na rok, szeroko rozumianą społeczność golfową.
Dzięki znalezieniu sponsorów udało się nie tylko utrzymać stabilną sytuację finansową PZG, ale wręcz ją stopniowo poprawiać. Pozwoliło to na stały rozwój organizacji, w tym podnoszenie jakości i zwiększanie zakresu programu szkolenia kadry narodowej, podnoszenie poziomu organizacyjnego naszych turniejów mistrzowskich oraz ich rangi sportowej, czy coraz szersze prowadzenie programów rozwoju golfa juniorskiego. Warto też wspomnieć o organizacji Ogólnopolskiego Dnia Golfa, który w minionych latach dokładał istotną cegiełkę do odczarowania stereotypów związanych z golfem i był pewnym wyjściem do ludzi.
Kluczowe były jednak prace związane z informatyzacją związku. Zbudowanie nowej wersji systemu Eagle było dla nas ogromnym wyzwaniem, które się udało. Informatyzacja to proces ciągły, właściwie cały świat opiera się co raz bardziej na rozwiązaniach IT. Tutaj nawet na chwilę nie można się zagapić, bo reszta świata bardzo szybko mknie na przód i łatwo zostać wyrzuconym za burtę. Cieszy mnie, że trwające rozbudowywanie Eagla sprawia, że jesteśmy w czołówce organizacji sportowych, jeśli chodzi o wykorzystanie IT do zarządzania nie tylko organizacją, ale też całą dyscypliną sportu.
Udało się także zacieśnić relację PZG z PGA Polska, co pozwala nam wspólnie realizować szereg działań na czele z dużym europejskim projektem dotyczącym szkolenia kadr w golfie, wspólnym systemem szkolenia kadr trenerskich i wdrożonym niedawno systemem licencyjnym dla szkoleniowców. To jest ogromny krok na przód, gdyż bez trenerów nie da się myśleć długofalowo o rozwoju i popularyzacji jakiegokolwiek sportu, a w naszej dyscyplinie bardzo ich ciągle brakuje.
Wymieni Pan kroki milowe i najważniejsze osiągnięcia z minionych lat?
Za swój największy sukces uważam stały i stabilny rozwój PZG na różnych płaszczyznach. Zamiast wykonywania kroków milowych to przez te 12 lat raczej stopniowo, krok po kroku, szliśmy na przód. Praca w biznesie, szczególnie na stanowisku prezesa zarządu, a następnie szefa rady nadzorczej Budimex S.A. nauczyła mnie, że dla firm stały i stabilny rozwój jest najcenniejszy. By organizacja mogła spokojnie rosnąć potrzebuje stabilnej sytuacji finansowej, dobrych pracowników, w tym tzw. koni pociągowych i sprzyjającej atmosfery wokół. Model zarządzania, który stosowałem w Budimeksie powtórzyłem w PZG. Uważam, że z powodzeniem.
Ale w tym czasie sam golf notował oczywiście kroki milowe.
Oczywiście! Włączenie golfa do rodziny olimpijskiej, pierwsze w Polsce pola zbudowane ze środków samorządowych, awans Adriana Meronka do European Tour, jego debiut w US Open i start w igrzyskach to były wielkie chwile. Optymizmem napawa fakt, że do drzwi pierwszej ligi puka nasza kolejna gwiazda – Mateusz Gradecki czy to, że możemy najważniejsze światowe zawody oglądać na antenie Golf Channel Polska – za co należą się wielkie słowa podziękowania Markowi Sowie, Kasi Terej i całej ekipie GCP! Tylko trudno bym te wszystkie wydarzenia przypisywał jako sukces PZG. Na pewno jednak potrafiliśmy wykorzystać ten sprzyjający golfowi wiatr, stąd stale rosnąca liczba członków, coraz większa liczba turniejów, coraz lepsze wyniki kadry narodowej. Gdy obejmowałem stanowisko mieliśmy 2 845 zarejestrowanych golfistów, a na koniec 2021 liczba członków PZG wyniosła prawie 6 400.
Golf zyskuje na popularności, coraz więcej ludzi uczy się grać. Choć wciąż nam daleko do światowej czołówki to już jesteśmy krajem, który coraz bardziej liczy się na golfowej mapie świata. Co ważne, golf staje się wreszcie dochodowy dla właścicieli pól, a gdy obejmowałem stanowisko, to dla każdego z nich była to raczej inwestycja z pasji i hobby niż szansa na jakikolwiek zysk.
Jak Pan ocenia wkład związku w popularyzację golfa w Polsce?
Uważam, że robimy dobrze to, co do nas należy. Pomimo, że spotykam się ze stwierdzeniami, że związek mógłby zrobić więcej w tej materii. W procesie popularyzacji dyscypliny trenerzy, kluby, pola, obiekty i związek to system naczyń połączonych. Przy czym główny akcent spada tutaj na pierwszą linię frontu, czyli trenerów i obiekty, później golfista z reguły ma kontakt z klubem, a dopiero w późniejszym etapie ze związkiem. Związek ma w tym systemie określone zadania, do których przede wszystkim należy organizacja mistrzostw Polski i systemu współzawodnictwa, szkolenie młodzieży i kadry narodowej, reprezentacja naszych członków na zewnątrz, czy administracja systemem handicapowym. Naszym zadaniem jest tworzenie solidnych struktur organizacyjnych i rozwiązań systemowych, by golfa można było łatwiej rozwijać w klubach i na polach golfowych. Ponieważ przeważająca cześć inicjatyw i podmiotów, które je realizują ma jednak charakter biznesowy, to naszą rolą jest też tworzenie transparentnych reguł do zdrowej konkurencji pomiędzy nimi.
Jak układała się współpraca ze sponsorami i ministerstwem sportu w ostatniej dekadzie?
Podczas mojej pierwszej kadencji zarząd pozyskał bank Citi Handlowy, firmę DHL i BMW, a w późniejszych latach jeszcze Grupę LOTOS i muszę przyznać, że z każdą z tych firm współpraca była świetna. Citi Handlowy, który przez lata był naszym sponsorem strategicznym niestety w wyniku pandemii musiał się wycofać. Później mocno wspierało nas Audi i pomagał Konsalnet. Stabilne wsparcie takich partnerów pozwalało na stały rozwój związku.
Współpraca z resortem sportu zawsze była dobra, opierała się na tym, że potrafiliśmy z dotacji efektywnie skorzystać i każdą złotówkę poprawnie rozliczyć, a i coraz bardziej zauważalne wyniki notowała kadra. W 2010 r. dotacja MSiT wyniosła ok. 250 tys. W kolejnych latach ta kwota systematycznie rosła, w czym pomogło też to, że staliśmy się sportem olimpijskim. Możemy pochwalić się bardzo efektywnie wydawanymi pieniędzmi. MSiT widział rozwój kadry narodowej, biało-czerwoni startowali w coraz ważniejszych imprezach, zajmując coraz wyższe miejsca i to też zaczęło przekładać się na lepsze finansowanie z ministerstwa. W zeszłym roku suma dotacji publicznych wyniosła 871 tys. zł.
Muszę też wspomnieć o znaczącym wkładzie R&A – ta niezwykle ważna organizacja naprawdę doceniała nasz wkład i zaangażowanie w rozwój golfa w Polsce i od niej również mogliśmy liczyć na znaczące wsparcie finansowe. Bardzo często jesteśmy przez nich stawiani za wzór dla innych krajów golfowo rozwijających się, z którymi dzielimy się dobrymi praktykami.
Jak wygląda obecna sytuacja finansowa PZG? W jakim stanie przekaże Pan związek nowemu prezesowi?
Bardzo dobrym! Sytuacja finansowa wygląda naprawdę dobrze. Nadchodzący sezon jest w pełni przygotowany, kalendarz turniejów dopięty, starty kadry też. To stabilna podstawa, która przy odpowiednim zaangażowaniu pozwoli na kontynuację przyjętego kursu na rozwój, czego życzę nowej ekipie.
Zbudowaliśmy taki model działalności PZG, który pozwala tej organizacji pozyskiwać spore przychody także z działalności własnej. Z jednej strony to są składki członków, których jest coraz więcej, ale dzięki informatyzacji związku zaczynamy świadczyć też komercyjne usługi polom golfowym i organizatorom turniejów.
Dziś, mocno zaciskając pasa, związek mógłby funkcjonować bez sponsorów. Oczywiście nie starczałoby finansów na szereg projektów, ale nie ma już mowy o sytuacji, w której brak sponsorów wywróci związek. Dzięki dalszemu rozwojowi modułu do rezerwacji tee time przyszłemu zarządowi powinno być łatwiej o pozyskanie dodatkowych członków.
Jeżeli chodzi o sponsorów to do końca roku obowiązuje umowa z Audi, z możliwością jej kontynuacji przez 2 kolejne lata, natomiast w lutym musieliśmy zakończyć współpracę z Konsalnetem…ponieważ prezes zarządu Seris Konsalnet Holding Tomasz Wojak, wyraził wolę kandydowania na stanowisko prezesa PZG, a regulacje prawne zabraniają przedstawicielom kierownictwa sponsora zasiadania w organach związku.
Kto jeszcze wyraził wolę kandydaturę na prezesa zarządu?
Poza Tomaszem Wojakiem swoją kampanię prowadzi również Radosław Frańczak. Obaj są golfistami z pokaźnym stażem, a prywatnie też świetnymi biznesmenami.
Pamiętajmy jednak, że zarząd nie samym prezesem stoi. Istotną rolę odgrywają również pozostali członkowie zarządu, którzy powinni razem tworzyć zgrany i uzupełniający się zespół. Pozwala to na ukierunkowanie całej energii na pracę i skupienie się na rzeczach najważniejszych dla rozwoju dyscypliny, a nie na traceniu czasu na wewnętrzne tarcia.
Jakie Pana zdaniem stoją wyzwania przed PZG w nachodzących latach i jakie wskazówki miałby Pan dla przyszłego zarządu?
Nie lubię udzielać rad. Jednak uważam, że warto podtrzymać obecny kurs. Za kluczowe uważam projekty, które będą zachęcały do przystępowania do PZG, bo to realnie będzie wzmacniało fundamenty organizacji i gwarantowało jej niezależność finansową.
Z czego jest Pan najbardziej dumny?
Ze wspominanego wcześniej stałego, stabilnego rozwoju PZG oraz z przeprowadzonych z sukcesem projektów informatycznych. Ale także z teamu pracowników na czele z sekretarzem generalnym Bartłomiejem Chełmeckim. Strategia zatrudnienia osób młodych, związanych wcześniej ze środowiskiem sportowym, ale spoza golfa – sprawdziła się. Jako zarząd uczyliśmy się tego, jak funkcjonują inne związki sportowe i sport wyczynowy, a pracownicy uczyli się golfa. Na pewno popełnili niejeden błąd, ale teraz to specjaliści, którzy są siłą napędową PZG. Od kilku lat jestem też członkiem zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego i wiem od moich kolegów z innych związków sportowych, że wielu zazdrości nam tak zgranego, zaangażowanego zespołu fachowców.
A co, z perspektywy czasu, zrobiły Pan inaczej?
Nie żałuję podjętych decyzji. Być może było kilka potknięć, ale szybko wyciągaliśmy z nich wnioski. Zawsze powtarzam „błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi”. Generalnie obrany kurs uważam za sukces.
Czego zabrakło?
Turnieju European Tour (obecnie DP World Tour) w Polsce. Nikomu się nie przyznawałem, ale to był mój taki cichy punkt honoru. Że znajdę ten milion euro, pozyskam sponsorów i Adrian Meronk oraz Mateusz Gradecki będą mogli wystąpić przed polską publicznością. Niestety przez pandemię uciekły nam 2 lata z kalendarza i to się nie udało. Cel okazał się zbyt ambitny. Ale jego realizacji życzę nowemu prezesowi! Polska jest gotowa, aby Challenge Tour tutaj zagościł na stałe, a raz na jakiś czas moglibyśmy być areną European Tour.
Być może część osób powie, że nie udało się niczego zrobić w temacie opodatkowania pól golfowych, ale po analizach prawników i przyjrzeniu się realnej sytuacji warto podkreślić, że szereg obiektów golfowych, dzięki współpracy z samorządem lokalnym, nie może narzekać na podatki, a wizja ustawowego zwolnienia obiektów golfowych z podatków lokalnych jest po prostu nierealna, ze względu na jej sprzeczność z głównymi założeniami polskiego system podatkowego.
Nie każdy wie, że od 2021 r. jest Pan również prezesem Polskiego Związku Brydża Sportowego. Czy jakieś doświadczenia wyniesione z golfa zaprocentują w zarządzaniu tamtą organizacją?
Na pewno. Przez te lata nauczyłem się, jak funkcjonują polskie związki sportowe. PZBS pod względem budżetu i liczby zarejestrowanych graczy oscylującej wokół 6 tysięcy i jest podobny do PZG. Ale realia zupełnie inne, bowiem nie jest to sport olimpijski, związek nawet w podstawowym stopniu nie jest tak zinformatyzowany jak PZG, za to wśród zrzeszonych zawodników mamy absolutną światową czołówkę. Polacy to mistrzowie świata w brydżu. Tam problemem nie jest, kogo wystawimy na imprezy mistrzowskie, a raczej skąd znaleźć finansowanie na te wszystkie starty, w których Polacy są zawsze wymieniani w gronie liderów. Przede mną szereg wyzwań, a na początek organizacja mistrzostw świata na kilka tysięcy uczestników, które w sierpniu tego roku odbędą się we Wrocławiu.
Zgodnie z prawem kadencja prezesa związku sportowego może trwać dwie następujące po sobie kadencje. Czy po prezesurze w PZBS, rozważa Pan powrót do PZG?
Nie. Choć życie podpowiada „nigdy nie mów nigdy”, to nie przewiduję takiego scenariusza. Mam swoje lata, a jeszcze przed emeryturą nowe wyzwanie, jakim jest właśnie PZBS. Brydż to moja druga wielka pasja i teraz cały swoją uwagę kieruję tam.
Niezapomniane chwile związane z golfem?
Mam nadzieję, że dopiero przede mną, bo zamierzam teraz sporo grać dla przyjemności! Ale nie zapomnę, jak na mistrzostwach Polski seniorów na Gradi GC zostałem trafiony piłką. Na szczęście musnęła tylko ucho, ale wystarczyło by mnie na chwilę zamroczyć. A tak na poważnie to w sercu zostaną Gale 20-lecia i 25-lecia PZG. W takich chwilach widać, ile mamy w Polsce osób, które chcą swój czas i często pieniądze poświęcać dla rozwoju golfa. Czuć moc tego środowiska.
Za to poświęcenie chcę tym wszystkim pasjonatom bardzo podziękować i powiedzieć, że bez nich Polski Golf nie był w tym miejscu, w którym jest. Mam nadzieję do zobaczenia w przyszłym roku na jubileuszowej Gali 30-lecia PZG.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała: A. Kalinowska
Fot. Strzały na fairwayu
Więcej aktualności