Adrian Meronk: Jestem gotowy na wszystko
16 grudnia 2022
Już roku temu Adrian Meronk wspominał, że jest gotowy, by walczyć jak równy z równym ze światowym numerem jeden. W tym sezonie udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr, a za rosnącą pewnością siebie stoją świetna forma i fenomenalne wyniki. Najlepszy polski golfista opowiada, że jest gotowy do rywalizacji w Masters, ale przed nim chwila stresującego oczekiwania.
Adrian, co chciałbyś dostać pod choinkę?
Miejsce w TOP50 światowego rankingu byłoby idealnym prezentem. Bo od tego zależy mój udział w Masters.
Zaproszenie do Augusty dostanie pierwsza pięćdziesiątka Official World Golf Rankings, Ty plasujesz się obecnie na 52. miejscu. Ale chodzą słuchy, że na pewno tam zagrasz…
Ktoś tam podobno przewidział, że się zakwalifikuję, ale ja nie lubię takich przewidywanek. Ani wróżenia z fusów. Po prostu zobaczymy, jak to będzie wyglądało na koniec roku. Teraz wszystko zależy od rankingu, a do końca 2022 pozostał jeden turniej DP World Tour, zatem największe znaczenie będą miały punkty, które stracą ważność. To one zadecydują o ostatecznym wyglądzie klasyfikacji. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać i obserwować.
Takie czekanie jest stresujące?
Na pewno, szczególnie jak przychodzi kolejny poniedziałek i odświeżam ranking, żeby zobaczyć jak najszybciej, który jestem. Staram się o tym nie myśleć, skoro nie mam już na to wpływu. Po prostu muszę być gotowy na wszystko. Gdzieś z tyłu głowy mam, że będę w tej pierwszej pięćdziesiątce i wtedy będę się cieszył i przygotowywał do tych największych startów w mojej karierze. Ale może być inna sytuacja…
Gdzie na pewno wystartujesz?
W styczniu chcę skupić się na DP World Tour, czyli Abu Dhabi HSBC Championship na Yas Links oraz na Dubai Desert Classic w Emirates GC. To są dwa duże turnieje w kalendarzu ligi i ważne starty na nadchodzący rok. Co dalej? Czas pokaże. Jeśli się dostanę na Masters, to cały plan będę pod to dopasowywał.
Czy turnieje PGA Tour są już na bliskim horyzoncie?
Starty w PGA Tour też zależą od tej pierwszej pięćdziesiątki i od ewentualnego udziału w Masters. Jeśli będzie ten TOP50 i będzie Masters, to łatwiej starać się o jakieś pojedyncze zaproszenia na PGA Tour. Chciałbym wtedy zagrać dwa-trzy turnieje w USA jeszcze przed Masters, żeby trochę się oswoić. Jeszcze za wcześnie jednak na zaproszenia. Myślę, że na początku roku mogą się jakieś pojawić.
A teraz odpoczywasz po ostatnim triumfie w Australian Open czy już jesteś w wirze przygotowań do Hero Cup?
Na razie odpoczynek. W ciągu roku nie mam dużo czasu na relaks, także staram się wykorzystać każdą wolną chwilę. Po wygranej w Melbourne spędziliśmy jeszcze jeden dodatkowy dzień, aby zwiedzić miasto, a teraz jestem już w Dubaju i korzystam z aktywności, na które normalnie nie mam czasu. Czyli plaża, wyjście na dobre jedzenie, do kina, na padel czy gokarty. Mam jeszcze przed powrotem do Polski zaplanowaną grę towarzyską ze znajomymi, tutaj w Dubaju na polu, na którym będę grał Dubai Desert Classic w styczniu. Ale tak tylko rekreacyjnie i dla zabawy i potem już do stycznia nie będę brał do ręki kijów.
Jak spędzisz święta?
Już w poniedziałek lecę do Polski, więc Boże Narodzenie tradycyjnie, w wąskim rodzinnym gronie. Będę w kraju na dwa tygodnie, a przygotowania do Hero Cup rozpocznę po powrocie do Dubaju, czyli od 3 stycznia.
W ostatni poniedziałek listopada ogłoszono skład zawodników, którzy wezmą udział w prestiżowym, drużynowym turnieju Hero Cup, który odbędzie się w Abu Dhabi Golf Club w styczniu. Powołanie Ciebie do reprezentacji Europy kontynentalnej było wielką niespodzianką czy zasłużoną nagrodą?
Gdzieś tam czułem, że po takim sezonie mam dużą szansę na udział. Pojawiały się takie głosy, ale jak zostało to oficjalnie potwierdzone to była już radość i duma. To jest ogromne wyróżnienie! A przede wszystkim kolejny świetny sprawdzian i okazja do tego, aby się dalej rozwijać. Takie wydarzenie da na pewno dużo doświadczenia i nowych wyzwań. Jestem bardzo zadowolony i już nie mogę doczekać się tego meczu, choć na pewno towarzyszyć będzie temu większa presja. Gdzieś z tyłu głowy jest myśl, że reprezentujesz całą drużynę, a nie tylko siebie, szczególnie w foursomie i w fourballu. Wiem też, że jest to sprawdzian przed Ryder Cup, więc będę starał się jak najlepiej przygotować i zaprezentować z jak najlepszej strony. Strategia pewnie trochę zmieni się przy meczach drużynowych, ale trzeba sobie ufać tak samo, jak podczas każdego innego turnieju. Na koniec dnia i tak trzeba grać swojego golfa. To się nigdy nie zmienia i na tym się będę skupiał.
Przygotowanie drużynowe odbędzie się podczas rund treningowych, jak już będziemy na miejscu, z całym teamem i kapitanem. To on będzie ustalał, kto może z kim grać i treningi podczas rund treningowych będą pod to dostosowane. Moje przygotowanie do turnieju się nie zmienia, głównym celem będzie zaprezentowanie jak najlepszej swojej formy i potem będziemy to po prostu dopasowywać się do drużyny.
3 lipca wygrałeś w Irish Open, a 4 grudnia w wielkim stylu triumfowałeś w Australian Open. Jak różne były to zwycięstwa?
Jeśli chodzi o Australię, to od paru tygodniu czułem, że gram naprawdę dobrego golfa. Małe szczegóły decydowały o wynikach, które gdzieś tam nie do końca mnie satysfakcjonowały. Cierpliwie robiłem cały czas to samo i wierzyłem w proces. Zmieniłem jedną małą rzecz w puttowaniu i po pierwszym dniu w Australii to wydawało się działać.
Co dokładnie zmieniłeś?
Przyśpieszyłem trochę rutynę i dodałem ćwiczenie pomagające dostosować się do prędkości greenów. Jedno małe ćwiczenie, a dało mi dużo pewności siebie.
Trener podpowiedział?
Nie, sam wiedziałem, co robić. Czasem mam takie momenty, że jestem na putting greenie i coś mi przyjdzie do głowy, wdrażam i od razu to działa. Cieszę się, że to przyszło w dobrym momencie i mogłem to wykorzystać w Australii. Ten turniej był dla mnie dużym krokiem naprzód jeśli chodzi o moją pewność siebie.
Po słabszym pierwszym dniu wygrać turniej pięcioma strzałami…
To jest duży zastrzyk pewności siebie. Pierwszego dnia też nie grałem złego golfa, także byłem spokojny, później to jedno ćwiczenie na putting greenie dało mi dodatkową pewność. Tłumy chodziły za Adamem Scottem i Cameronem Smithem, którzy byli przeciwko mnie i nawet ci kibice przeszkadzali mi trochę, ale ja byłem w stanie skupić się i dowieźć zwycięstwo w takim stylu. Daje mi to dużo pewności siebie i myślę, że będę bardzo rozczarowany, jeśli po takim występie nie uda mi się osiągnąć TOP50 światowego rankingu.
Co najbardziej zapamiętasz z Australian Open?
Ostatnią rundę. Skupienie na zadaniu. Cały dzień byłem na maksa w swoim świecie i nic mi nie przeszkadzało. To było fajne doświadczenie – grać z Adamem Scottem i Min Woo Lee, gdzie oni mieli tysiące ludzi krzyczących do nich na każdym dołku. Ten ostatni putt na osiemnastym dołku to było super zwieńczenie roku i tego turnieju, także to był na pewno specjalny moment.
A jakbyś porównał te dwa zwycięstwa w turniejach DP World Tour?
Przez cały tydzień czułem się pewny siebie i spokojny, zarówno w Irlandii, jak i w Australii czułem, że wszystko jest pod kontrolą. Nawet jak mi coś nie szło to wierzyłem, że wszystko jest na swoim miejscu. Różnicą jest na pewno początek turnieju. Teraz po pierwszym dniu byłem 108. Gdzieś tam w głowie była walka o cuta, a ostatecznie udało się wygrać. W Irlandii od pierwszego dnia grałem dobrze, cały tydzień był w miarę stabilny. A w Melbourne jednak te trzy dni, po pierwszym słabym, były niesamowite. Wyjść z tak ciężkiej sytuacji wrócić i wygrać turniej z najlepszymi zawodnikami – to też daje większą satysfakcję. Także duma myślę, że troszeczkę większa niż w Irlandii.
Udowodniłeś, że należysz do ścisłego „gwiazdozbioru w golfowym kosmosie”.
Szczerze mówiąc, gdzieś tam widziałem w komentarzach, że po moim zwycięstwie w Irlandii moja forma spadła i osiadłem na laurach, to gdzieś w środku to zostało. Po tym zwycięskim puttcie emocje trochę puściły i pojawiła się taka satysfakcja wewnętrzna z samego siebie. Udowodniłem, że ten triumf w Irlandii to nie był przypadek i cały czas mam głód zwycięstwa i chcę iść jeszcze dalej.
Jesteś coraz bardziej rozpoznawalny, szczególnie za granicą. Czujesz już sporą presję kibiców czy światowych mediów?
To się powoli rozwija, ale jak jeżdżę na turnieje teraz do Australii, czy gram w Afryce bądź Dubaju to racja – czuję, że jestem bardziej rozpoznawalny. Zainteresowanie moją osobą jest większe, ale jeśli chodzi o media to nie jest to jakiś szał, ale wywiadów udzielam więcej.
Karierę sportową zaczynałeś od piłki nożnej, zatem… kto wygra Mundial?
Już przed mistrzostwami stawiałem Argentynę i przy tym pozostanę! Jestem fanem Messiego i myślę, że zdobędzie mistrzostwo i w ten sposób zakończy karierę.
Masz czas oglądać mecze?
Tak, tutaj w Dubaju oglądam je w strefach kibica, bo tam jest świetna atmosfera. Dziś też się wybieram na mecz Francja-Maroko, a że mam znajomego z Maroko, to na pewno będziemy kibicować jego drużynie!
Rozmawiała Anna Kalinowska
Fot. Marek Darnikowski
Więcej aktualności