Mierzwa wciąż czeka na sukces
19 lipca 2011
Na sportowym koncie 21-letnia Martyna Mierzwa (KG Toya) ma wiele krajowych sukcesów. Czterokrotna mistrzyni Polski Kobiet (2008, 2009, 2010, 2011) uważana jest za golfową nadzieję kraju. Pochodzi z Poznania, jest absolwentką I Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Marcinkowskiego, obecnie studiuje na kierunku biznes międzynarodowy na Uniwersytecie ELON w Północnej Karolinie. Przygodę z golfem zaczynała 9 lat temu, w wieku 12 lat.
O sportowych sukcesach i presji środowiska opowiada w rozmowie z Anną Kalinowską.
Spotykamy się podczas mistrzostw Polski w kategorii 19-34. Zajęłaś trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, byłaś najlepsza wśród kobiet, ale turniej zaczęłaś nie najlepiej…
Zaczęłam bardzo źle. Zaliczyłam out of bounds oraz jedną wodę i zakończyłam piątkową rundę wynikiem 79. Rezultat, który powinnam osiągnąć powinien być bliższy 72, stąd niezadowolenie. Podczas finałowej rundy puttowałam o wiele lepiej, więc wyszedł znacznie niższy wynik. Trzeciego dnia wyszłam na pole z mniejszymi oczekiwaniami, bardziej rozluźniona i z większą radością z dobrej gry. Celem była walka o trzecie miejsce. Udało się. Ten turniej był dla mnie dosyć nieprzewidywalny, ponieważ jestem w procesie zmieniania swingu, a to sprawia, że nadal nie czuję się pewnie uderzając w piłkę. Wymaga to nadal sporo pracy i treningu.
Dlaczego zmieniasz swing?
Swing mi się pogorszył podczas pobytu w USA, ponieważ nie miałam z kim nad nim intensywnie pracować i więcej czasu spędzałam na samej grze. Czuję, że przez ostatnie dwa lata trochę stałam w miejscu z wynikami i dlatego wreszcie zdecydowałam się na zmianę. Liczyłam się z tym, że tego lata muszę poświecić wszystkie turnieje i trzy miesiące spędzić pracując nad nową techniką. Za dwa lata chciałabym spróbować dostać się na europejski tour, a start tam na pewno wymaga lepszej techniki i dłuższych uderzeń. Tego nie zdobędę inną drogą niż zmiana swingu, więc odkąd wróciłam ze Stanów na długie wakacje do Polski pracuję pod okiem Matthew Tippera z DLGA Toya.
Jestem z golfowym światem związana od niedawna. Twoje nazwisko było jednym z pierwszych, jakie padło, gdy pytałam o krajowych zawodników. Usłyszałam „Martyna to golfowa nadzieja Polski”. Czujesz na sobie presję środowiska?
Bardzo dużą. Odczuwam ją na każdym turnieju, szczególnie podczas mistrzostw Polski kobiet, kiedy staram się bronić ubiegłorocznego tytułu. Z jednej strony mnie to motywuje, z drugiej stawia w kłopotliwej sytuacji. Przed czerwcowymi mistrzostwami w Naterkach mój trener Matthew Tipper powiedział, żebym nie nastawiała się na zwycięstwo, bo jadę tam przede wszystkim sprawdzić nowy swing i przystosować go do gry na polu. Wiem że wiele osób liczyło, iż obronię tytuł, stąd duża presja. Do tego fakt, że wyjechałam do Stanów zwiększą oczekiwania ludzi obserwujących mnie z boku; uważają, że moja gra powinna się stale poprawiać. A jak wspominałam, przez ostatnie dwa lata nie osiągnęłam takiej poprawy, jakiej bym oczekiwała. Teraz daję sobie kolejne dwa lata na ciężki trening i przygotowanie do kwalifikacji na europejski tour.
Marzy ci się zawodowstwo…
European Tour to moje marzenie i cel po studiach. Jeśli udałoby mi się zdobywać dobre wyniki to kolejnym stopieniem będzie LPGA.
Co takiego najbardziej lubisz w golfie?
To niesamowity sport, w którym walczy się tak naprawdę z samym sobą. Przed każdym uderzeniem trzeba umieć opanować nerwy i się skoncentrować. Wiem, że jak uzyskam zły wynik na jednym dołku to trudno będzie się pozbierać i nadrobić na kolejnych. Z reguły porażka goni porażkę stąd duża motywacja na poprawę wyniku. Wyjątkowe w golfie jest to, że idzie się w grupie z przeciwnikami, z którymi walczy się o każde uderzenie. Szczególnie w ostatni dzień rozgrywek, gdy jeden punkt decyduje o podium. To niby walka oczy w oczy, a jednak największym przeciwnikiem jest się samemu dla siebie. Jestem bardzo niecierpliwa osoba i zadziwia mnie fakt, że w golfie potrafię utrzymać skupienie nad każdym uderzeniem. Uwielbiam również to, że każdy gra indywidualnie, bo w sportach zespołowych na ogół denerwuję się, gdy z czyjejś winy przegrywamy.
Najtrudniejsze golfowe doświadczenie to..?
Z ostatnich tego rodzaju wspomnień wskazałabym finał tegorocznych mistrzostw Polski kobiet. Ten dzień dał mi w kość. Pomijając kwestię pogody to nie pamiętam kiedy aż tak się stresowałam i czułam taką presję. Ostatniego dnia miałam 9 punktów przewagi do Czeszki Dominiki Czudkovej i nagle, gdy ona zaczęła dobrze grać, a ja coraz gorzej, zaczęłam się denerwować. Zbliżała się do mnie wielkimi krokami, mnie zjadał stres.
A który z minionych turniejów wspominasz jako taki, które przeszedł gładko i łatwo?
Nie ma takich. Każdy turniej wymaga pełnego skupienia i dobrej gry, aby osiągnąć sukces. Do tej pory nie miałam ogromnego sukcesu, którym mogłabym się aż tak szczycić.
Przecież masz tyle tytułów mistrzowskich na koncie! Który dotychczasowy sukces golfowy uważasz za największy?
Wciąż na niego czekam. Kilkukrotne mistrzostwo Polski kobiet to jest oczywiście sukces, ale liczę na międzynarodowe wyniki, wśród kobiet, które mają takie same marzenia jak ja.
Twoje ulubione pole to?
Najbardziej lubię grać na Amber Baltic Golf Club ze względu na sentyment. Było to pierwsze 18-sto dołkowe pole golfowe, na którym zagrałam. Za najlepiej przygotowane i zadbane w Polsce uważam podwrocławski obiekt Toya Golf Club. W Stanach wrażenie zrobiło na mnie Coral Gable na Florydzie.
Więcej aktualności